niedziela, 29 marca 2015

One Shot "Remember me" cz. I

- Leon, za chwilę będę. Nie panikuj - zaśmiała się głośno.
- Jak można tak długo być na zakupach? - zapytał niezadowolony. Jego głos rozniósł się po wnętrzu auta.
- Ehh...Wiesz jak jest z Lu.. Jak zobaczy tylko sklepy, to wpada w szał..- zaśmiała się delikatnie.
- No takt.. Violu, błagam bądź już, teraz, natychmiast.. Chcę się do ciebie przytulić - westchnął.
- Chcesz, żebym się gdzieś rozbiła po drodze? - zaśmiała się.
- Nie! Nawet tak nie mów! Lepiej jedź powoli i ostrożnie - ostrzegł ją. Auto stanęło na czerwonym świetle, a Viola patrzała się z uśmiechem na ekran telefonu, na którym widniało zdjęcie jej ukochanego.
- Skarbie, będę za chwilę. Kocham cię..
- Dobra.. - mruknął - Będę czekał - westchnął i się rozłączył.

~~~~

Obudziłem się lekko odrętwiały. Poniosłem wzrok i od razu ujrzałem twarz Violi. Miała zamknięte oczy i była podłączona o tych wszystkich cholernych przyrządów. Ten sen nawiedza i odtwarza mi się w mojej głowie od czasu tego wypadu. Czyli od 12 dni. Minęło 12 dni, 288 godzin, 17,280 minut i 1,036,800 sekund. W ostatniej rozmowie nie powiedziałem jej, że ją kocham. Nie odpowiedziałem jej. Powiedziała mi, że mnie kocha, a ja nie odpowiedziałem. Przez te 12 dni, co chwilę mówię jej, jak bardzo ją kocham z nadzieją, że jednak mnie usłyszy.
Gdyby nie ten pieprzony, pijany kierowca ciężarówki, nie wjechał w moją Viole, to nic by jej nie było. Dojechałaby bezpiecznie do domu. Cholera! Przecież mogłem z nią jechać. Mogłem wcześniej wyjechać z nią z tych sklepów.
- Skarbie, proszę cię obudź się... - mój głos po każdym słowie się coraz bardziej załamywał - Tak bardzo cię przepraszam...
Usłyszałem, jak ktoś otwiera drzwi. Lekko odwróciłem się w tamtym kierunku i spojrzałem na pielęgniarkę.
- Proszę pana, jest już 19.30... Już spory czas po odwiedzinach i.. - nie wiedziała co dalej mówić. Kiwnąłem głową i odwróciłem się do Violi. Musnąłem jej usta, a następnie czubek głowy.
- Przyjdę jutro, kochanie.. - ścisnąłem jej dłoń - Kocham cię - przejechałem po jej włosach i wyszedłem z sali. Pielęgniarka posłała mi współczujące spojrzenie, na które nie odpowiedziałem. Wyszedłem ze szpitala i pojechałem do mieszkania.
Otworzyłem drzwi dużego domu. NASZEGO domu. Stanąłem w drzwiach i zapaliłem światło. Rozejrzałem się po pustym i cichym domu. Gdy jej ty nie ma jest strasznie cicho, zbyt cicho. To jest strasznie przytłaczające. Nie widzę jak biega po domu, jak wychodzi z łazienki, a kropelki wody spakują jej z wilgotnego ciała, jak krząta się po kuchni i pichci pyszny obiad, jak leży na kanapie i wczytuje się w ulubioną książkę. Nie słyszę jak jej śliczny głos rozbrzmiewa po pomieszczeniach, jak dźwięk pianina uspokaja mnie i wycisza, jak jej ciche śpiewy kładą mnie do snu, jak jej śmiech przyspiesza bicie mojego serca. Te wszystkie dni to dla mnie wieczność. Przez całe dnie przesiaduje w szpitalu. Budzę się z nadzieją, że dziś jest dzień w którym ona się obudzi, a gdy wracam do pustego domu czuję się zawiedziony, samotny, pozbawiony radości. Chciałbym znów ujrzeć jej prześliczne, błyszczące oczy i poczuć ten przyjemny dotyk i zapach. Chciałbym znów z nią rozmawiać i dzielić myślami albo snami tak, jak robiliśmy to każdego ranka. Chciałbym budzić się i robić jej śniadanie do łóżka, żeby móc ujrzeć jej cudowny uśmiech, którego tak bardzo mi brakuje.
Wchodząc do sypialni, ściągam swoją koszulkę, spodnie, skarpetki tak, że zostaje w samych bokserkach i kładę się na łóżko. Spoglądam na puste miejsce obok mnie i ze smutkiem odwracam głowę w stronę sufitu. Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Otworzyłem część Violi i przejechałem dłonią po jej ciuchach. Chwyciłem w dłonie jej jasny sweterek i przyciągnąłem go do siebie. Z powrotem wróciłem do łóżka i z przyciśniętym swetrem do policzka, próbowałem zasnąć.
Po jakiś 3-4 godzinach spania, wstałem i poszedłem pod szybki prysznic. O godzinie 7 wszedłem w samych bokserkach do kuchni i nalałem sobie soku. Wypiłem duszkiem szklankę i ruszyłem z powrotem do sypialni się ubrać. Przeszedłem do garderoby i wziąłem białą bluzkę, czarną bluzę i ciemne spodnie. Ubrałem się szybko, umysłem zęby i pojechałem do szpitala. Po drodze wjechałem do kwiaciarni i kupiłem bukiet tulipanów. Jedne z ulubionych kwiatów Violi. Po 30 minutach szedłem już w kierunku jej sali. Kiwnąłem głową w kierunku jednej z pielęgniarek Violi i wszedłem do sali numer 023. Zamknąłem powoli i cicho drzwi z podszedłem do jej łóżka.
- Kupiłem ci dzisiaj tulipany - delikatnie się uśmiechnąłem. Musnąłem jej policzek i odkładając kwiaty, usiadłem na krześle obok łóżka. Powoli, jakby bojąc się, że mogę jej coś zrobić, chwyciłem jej rękę i zacząłem zataczać delikatnie małe kółeczka na wierzchu jej dłoni.
- Wiesz, dzisiaj znów nie mogłem spać... Cały czas brakuje mi ciebie obok.. - nachyliłem się na nią i uniosłem jej rękę. Musnąłem wargami jej dłoń i przejechałem opuszkiem palca po jej policzku.
- Nawet nie wiesz ile bym dał, żebyś się w końcu obudziła, kochanie... - szepnąłem cicho i czekałem na jakąś reakcję z jej strony, której i tak się w ogóle nie doczekałem.

***
Tam, tam, tam! Napisałam dla was One Shot z okazji 150 tys wyświetleń!! Boże to jest jakieś szaleństwo! Bardzo wam dziękuje, za tyle wyświetleń i jestem bardzo ale to bardzo wam wdzięczna! Gdyby nie wy, to nigdy bym nie zaczęła pisać, a szczególnie bym nie kontynuowała tego co robię i nie odniosła takiego sukcesu. Dla niektórych to może nic, ale dla mnie to naprawdę dużo. Wszystko zaczęło się od tego bloga, od was, czyli moich pierwszych czytelników. Dzięki wam zaczęłam dalej pisać, coraz to więcej. Na wattpadzie prowadzę już dwie książki, a w zanadrzu mam jeszcze kilka. 
Nie wiem jak mam wam dziękować, za to że jesteście. Jesteście na prawdę niesamowici! Trochę ciężko będzie mi się rozstawać z tym blogiem ale kiedyś będzie trzeba :c

Ps. W tych obliczeniach godzin, minut i sekund, tam na początku mogłam się pomylić w obliczeniach za co przepraszam. Cóż matematyczką to ja nie jestem :D 

wtorek, 17 marca 2015

Rozdział 48 "Nie ma o czym rozmawiać"

- Josh.. Moglibyśmy.. - mój ojciec nie mógł się wysłowić... O co tu chodzi?
- Nie - powiedział stanowczo i położył dłoń w dole moich pleców - Chodź Viola.. Mieliśmy porozmawiać - szepnął tuż obok mojego ucha i popchnął lekko, żebym się ruszyła.
- Josh.. - nie dokończył, gdy chłopak posłał w jego stronę groźne spojrzenie. Weszliśmy do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku a Josh zamknął drzwi. Stał plecami do mnie, a ja przymknęłam powieki i odważyłam się zadać to pytanie.
- Josh, kim ty jesteś..? - zapytałam cicho, chociaż już podejrzewałam.
- Viola ja.. - zaczął niepewnie i przeczesał nerwowo włosy, chodząc po pokoju.
- Nie mogę uwierzyć, że mi nie powiedział.. - szepnęłam do siebie i powstrzymywałam łzy. Josh usiadł obok mnie i spuścił wzrok, splątując dłonie na swoim karku. Ile jeszcze tajemnic ma przede mną ojciec?
- W rodzinie byłem wpadką.. Gdy byłem mały, rodzice i reszta rodziny zawsze chwalili Lucasa - przymknęłam powieki gdy zaczął mówić i moje przypuszczenia się spełniły - Ojciec zawsze uznawał jego za najlepszego syna.. Mama kochała nas obu i gdy ty się urodziłaś ciebie też obdarowała taką sama miłością. German uważał ciebie za ósmy cud świata.. I taka byłaś i jesteś - uśmiechnął się delikatnie - Pamiętam jak się z tobą bawiłem, jak przy mnie się śmiałaś... Gdy miałaś może roczek albo dwa ja kończyłem 10 lat. Rodzice zapomnieli o urodzinach, bo zajęli się tobą i edukacją Lucasa... Później zaczęli zapominać coraz więcej i więcej rzeczy związanych ze mną.. W dniu mojej ucieczki pokłóciłem się z Germanem... Strasznie się pokłóciliśmy o to, że przyszedłem późno w nocy i czuć było ode mnie papierosy i alkohol.. To były dwa dni przed moimi 14 urodzinami. Wiedziałem, że kolejny raz zapomną i kumple urządzili mi małą imprezę. Chciałem wtedy przestać o tym wszystkim myśleć. Dlatego się schlałem - zaśmiał się delikatnie - Pamiętam jak powiedział mi, że jestem porażką i jego błędem za który musi odpowiadać.. - po moim policzku poleciała łza, a za nią kolejne i kolejne - Tej nocy nie wytrzymałem. Musiałem odejść. Gdy już wszyscy poszli spać, ja zacząłem się pakować. Po cichu spakowałem do torby najbardziej potrzebne mi rzeczy, wziąłem dokumenty, pieniądze, telefon i wyszedłem z pokoju. Wtedy usłyszałem, jak zaczynasz trochę popłakiwać.. Odłożyłem torby i poszedłem do twojego pokoju. Pamiętam nadal te szeroko otwarte oczy. Wziąłem cię na ręce i przytuliłem. Pytałaś się mnie gdzie idę i dlaczego odchodzę.. Miałaś zaledwie 5 lat, a byłaś taka mądra i spostrzegawcza. Przeprosiłem cię i obiecałem, że będę cię chronić.. Gdy już usnęłaś mi na rękach, odłożyłem cię i pożegnałem się z tobą, a następnie opuściłem dom.. Wiem, że to była właściwa decyzja... Nie żałuję jej.. Miesiąc po napadzie na ciebie, gdy Damian mi o tym powiedział, wpadłem w furię i chciałem ich pozabijać.  Gdy mnie nie było w pobliżu, byłem w innym kraju albo coś, to Damian miał na ciebie oko. Mówił mi o wszystkim i byłem zły, gdy dowiedziałem się, jak traktuje cię German... Jeszcze bardziej go znienawidziłem i wiedziałem, że mu nie wybaczę... Przyjechałem tu i od czasu kiedy to wszystko się stało, to już więcej nie spuszczałem cię z oka. Jeździłem za tobą i Germanem, pilnowałem i obserwowałem każdego, kto się do ciebie zbliży - wzruszył ramionami - Tak jakoś to wszystko się potoczyło.. - patrzał się tępo w ziemie i zaczął machać nogami. Pokręciłam głową, gdy zalała mnie kolejna fala łez, której już nie mogłam powstrzymać.
- Nie mogę uwierzyć w to, że ojciec kolejny raz mnie okłamał i zataił przede mną prawdę o mojej rodzinie... - zaczęłam cichym i łamliwym głosem - Wydaje mi się, że w ogóle nie znam mojego taty.. - nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem. Josh momentalnie mnie do siebie przytulił. Zaczęłam płakać w jego ramie i przepraszać za wszystko.
- Ej.. Nie płacz i nie przepraszaj.. - ucałował czubek mojej głowy - To ja powinienem cię przepraszać- oderwałam się od niego i zmarszczyłam brwi.
- Co? Nie... - zaczęłam, ale mi przerwał. Zaczął kręcić głową.
- Tak bardzo cię przepraszam, że zostawiłem cię samą... Później jeszcze ten wypadek Lucasa... Chciałem wtedy wrócić, ale tak strasznie się bałem wam spojrzeć w oczy... Byłem na jego pogrzebie.. Z dala od wszystkich, a później siedziałem dłuższy czas przy jego grobie.. Nawet nie wiesz jak chciałem wrócić do ciebie i pomóc ci ze wszystkim... Gdybym nie uciekł to nic by ci się nie stało...
- Nie.. Przestań tak mówić, błagam... - szepnęłam. Starłam z jego policzków łzy, a on mocno się we mnie wtulił.
- Cholernie za tobą tęskniłem.. - szepnął w moje włosy.
- Cieszę się, że ciebie mam - również szepnęłam i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Możemy jechać do Lucasa? - zapytał cicho i niepewnie.
- Tak.. Oczywiście, że tak.. - Josh wstał i pociągnął mnie za sobą. Splótł nasze palce i razem wyszliśmy z pokoju. Na dole spotkaliśmy tatę, który wstał z sofy, gdy tylko zeszliśmy ze schodów.
Josh mocniej ścisnął moją rękę, a jego sylwetka się napięła. Tata przeniósł spojrzenie na mnie, a jego twarz pobladła.
- Vilu.. - zaczął cicho. Pokręciłam tylko głową i delikatnie popchnęłam Josh'a. Chłopak ruszył do drzwi, nadal patrząc surowo na Germana. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do srebrnego audi r6, należącego do Josh'a. Po 15 minutach staliśmy już na górce. Wtuliłam się w bok Josh'a, a on objął mnie ramieniem i razem staliśmy tak, patrząc na zdjęcie Lucasa. Staliśmy tak jakiś czas, a gdy zrobiło się już chłodniej, Josh zaprowadził mnie do auta. Byłam cholernie zmęczona tym dniem... jak na mnie to ostatnio za dużo się dzieje... Usiadłam na fotelu i pozwoliłam swoim powieką opaść, a umysłowi i ciału zapaść w błogi sen..

/Josh/

Zajechałem pod dom Violi i zgasiłem silnik. Odwróciłem się w stronę dziewczyny i uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zobaczyłem, że zasnęła. Widać było, że jest wykończona. Za dużo się ostatnio dzieje. Wysiadłem z samochodu i obszedłem go dookoła. Otworzyłem drzwi pasażera i pochylając się, odpiąłem jej pas. Delikatnie wsunąłem rękę za jej plecy, a drugą pod jej kolana i uniosłem do góry, wyciągając ją z auta. Zamknąłem nogą drzwiczki i poszedłem w stronę wejścia. Wszedłem drzwiami od strony kuchni, gdyż tam łatwiej było mi otworzyć. Wszedłem do środka i skierowałem się w stronę schodów.
- Josh.. - usłyszałem za sobą. Lekko się odwróciłem i spojrzałem na Germana.
- Viola zasnęła.. - szepnąłem i nie czekając na od powiedź poszedłem do jej pokoju. Delikatnie ułożyłem ją na łóżku i zdjąłem jej buty. Zdecydowanie nie będzie jej wygodnie w tym ubraniu. Zdjąłem jej spodnie z lekkim trudem, ale zdjąłem. Następnie zdjąłem jej bluzkę i ukazał mi się jej stanik sportowy. W sumie lepiej, że go ma, bo nie będę musiał się pozbywać bielizny. Teraz wystarczy jakaś koszulka. Zastanowiłem się chwilę i w końcu zdecydowałem się oddać moją. Zdjąłem bluzę, a następne bluzkę i delikatnie nałożyłem ją na ciało Violi. Dobrze, że przed przyjazdem do niej zmieniłem bluzkę. Ubrałem bluzę i zapiąłem ją. Spojrzałem jeszcze raz na Viole i złożyłem lekki pocałunek na jej czubku głowy, następnie wyszedłem z jej pokoju. Powoli i cicho zamknąłem drzwi i szedłem na dół. Zatrzymałem się przy końcówce schodów i momentalnie poczułem jak moje mięśnie się napinają. German patrzył na mnie i od razu wstał. Zmrużyłem oczy na jego zachowanie.
- Josh porozmawiajmy... - powiedział cicho. Zaśmiałem sie pod nosem i pokręciłem głową.
- Nie ma o czym rozmawiać - wzruszyłem ramionami i przybrałem obojętny wyraz twarzy- To co miałeś do powiedzenia, to powiedziałeś 7 lat temu -ominąłem go i ruszyłem do drzwi. Zatrzymałem się przy drzwiach i odwróciłem w jego stronę.
- Tak przy okazji, to Viola o wszystkim już wie i jeśli jeszcze raz będzie cierpiała z twojego powodu, przez twoje gówniane kłamstwa, których masz pewnie jeszcze sporo, to przysięgam, że zrobię wszystko, żeby trzymać ją z dala od ciebie - powiedziałem z poważną miną. Zmierzyłem do spojrzeniem i z grymasem na twarzy wyszedłem z domu.

~.~
Długo nie było ale cóż... Nie mam pojęcia kiedy będzie kolejny rozdział, tym bardziej, że mam teraz mnóstwo sprawdzianów i muszę się solidnie przyłożyć do nich. Do tego przyjmuje leki przez które niestety jestem bardziej zmęczona, senna <skutek uboczny> i trudniej jest mi pisać jak o godzinie 18-19 chce się już kłaść ... :c 

UWAGA TAKA MAŁA INFORMACJA 
Nie wiem ile osób to przeczyta i czy wgl ktoś czyta te notki xd Ale sprawa jest taka, że gdy skończę to opowiadanie, to będzie ostatnie jakie napiszę na tym blogu.  

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 47 "Wiem wszystko..."

Pojechałam z Josh'em pod dom i zgasiłam silnik. Zeszłam z motoru i zdjęłam kask. Josh siedział nadal na motorze i patrzał się na dom.
- Schodzisz? Czy zamierzasz tak siedzieć tu całą wieczność? - zapytałam rozbawiona jego miną. 
- A.. C-czy - odchrząknął - Czy twój ojciec jest?- zapytał normalnym głosem. Zmarszczyłam brwi.
- Tak? Nie? Nie wiem, może jest w domu a może pojechał z Ramallo na jakieś zebranie - wzruszyłam ramionami. 
- A twoja gosposia... - pomyślał chwilę - Olga? - okej zaczynam się bać.. Skąd on wiedział jak ma na imię moja gosposia? 
- Tak.. Chyba, że poszła na zakupy - popatrzyłam na niego uważnie - Dziwnie się zachowujesz...- mruknęłam.
- Coś ty - prychnął. Zszedł z motoru i stanął obok mnie - Wydaje ci się - uśmiechnął się, ale w jego oczach dostrzegłam dziwny błysk.. Strach? Obawę? Zdenerwowanie? Sama nie wiem.. Powiedziałam ciche "Okej" i weszliśmy do domu.
- Już jestem! - krzyknęłam zamykając drzwi. 
- O! Viola mój skarbeczek wrócił - do salonu weszła Olga i mnie mocno przytuliła. Gdy się odsunęła, spojrzała na Josh'a i zmrużyła oczy. 
- A! To jest mój.. - co mam o nim powiedzieć? Mój ochroniarz? - przyjaciel - przytaknęła i uważnie go obserwowała.
- Kogoś mi przypominasz.. - mruknęła Olga. Spojrzałam na Josh'a, a on wzruszył ramionami i się uśmiechnął.
- My idziemy na górę Olga - zaśmiałam się i poszliśmy razem na górę. Chłopak szedł przodem i wszedł do mojego pokoju. Uniosłam wysoko brwi i weszłam za nim. Rzucił się na łóżko i westchnął przeciągle. Trzasnęłam drzwiami, a on zaskoczony uniósł się na łokciach i spojrzał na mnie szeroko otwartymi, ze zdziwienia oczami. 
- Dobra! Gadaj mi do cholery co tu się dzieje?! - uniosłam głos - Dlaczego się tak denerwowałeś, przed wejściem do domu? Skąd znasz imię mojej gosposi? Skąd wiesz gdzie jest mój pokój?! - splotłam ręce na klatce i zmrużyłam oczy patrząc na niego. 
- Denerwowałem się dlatego bo... Bo co miałabyś powiedzieć ojcu, czy komukolwiek w tym domu? Kim dla ciebie jestem? Imię twojej gosposi  było napisane w papierach, a pokój jak i cały twój dom znam na pamięć, bo w końcu jestem twoim ochroniarzem- wzruszył ramionami i ponowie rozłożył się na łóżku. Spojrzałam na niego i poczułam się jak totalna idiotka... No tak, przecież ma o mnie każdą informację ... 
- Przepraszam.. - mruknęłam, a on posłał mi pytające spojrzenie - Za ten wybuch... Po prostu trochę mnie to przerasta - zaśmiałam się nerwowo i usiadłam obok niego. Josh posłał mi łagodny uśmiech. 
- Jedyne pomieszczenie, jakie nie jest mi i w ogóle nam wszystkim znane, to pokój na poddaszu... Zawsze był zamknięty i nie wiedzieliśmy co tam jest- mruknął.
- Skąd wiedzieliście, że jest zawsze zamknięty? 
- Sprawdzaliśmy to kilka razy - wzruszył ramionami, a ja rozszerzyłam oczy. Oni tu byli?! Kiedy?! Jak?! Gdzie?! 
- Chcesz zobaczyć co tam jest..?- zapytałam cicho.. W sumie nie wiem czemu mu to chcę pokazać... Pokiwał głową, cały czas patrząc mi w oczy. Wstaliśmy i skierowaliśmy się do drzwi, prowadzących na poddasze. Stanęliśmy obok nich. Wzięłam głęboki wdech i chwyciłam mój naszyjnik z kluczem. Josh przyglądał mi się uważnie. Przekręciłam kluczyk w zamku i powoli otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, a za mną szedł Josh. Weszliśmy kilka schodków na górę i stanęliśmy w pokoju..
Może mi się wydawało, a może nie, ale Josh wciągnął powietrze.
- To pokój mojej mamy... - powiedziałam cicho. Josh zaczął chodzić po pokoju, dotykał delikatnie jej rzeczy i na koniec wziął jej zdjęcie, ze mną na rękach. Delikatnie sie uśmiechnęłam, a Josh nic nie mówił.
- Zmarła gdy miałam 7 lat w..
- Wiem.. - szepnął i nie dał mi dokończyć - Wszystko wiem... - jego głos nie był głośniejszy od szeptu. Przejechał kciukiem po zdjęciu, a ja patrzałam na to wszystko i nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiem jak długo tak stał i wpatrywał się w zdjęcie.
- Josh - powiedziałam niepewnie. Po kilku sekundach potrząsnął głową i odłożył zdjęcie. Spojrzał na mnie, a jego oczy zrobiły się przeszklone.
- Przykro mi z powodu twojej mamy... - powiedział szybko - Wiesz ja już muszę iść - wskazał na drzwi i szybko wyszedł. Stałam jak wmurowana w ziemie, z otwartą buzią. Usłyszałam po kilku sekundach zamykanie drzwi. Co to miało być?!
Po kilku minutach wyszłam z pokoju i chwyciłam telefon. Zbiegłam na dół i w tym samym momencie do domu wszedł tata. Miał nie zbyt wesoły wyraz twarzy. Chciał coś powiedzieć, ale pokazałam mu gestem ręki, żeby na chwilkę był cicho. Wybrałam dobrze znany mi już numer i zadzwoniłam. Po dwóch sygnałach usłyszałam jego głos.
- Co tam, mała? - zapytał wesoło.
- Damian musisz mi powiedzieć wszystko co związane z Josh'em - powiedziałam szybko, a tata wciągnął głośno powietrze i jego sylwetka się napięła. O co dzisiaj wszystkim chodzi?! Zmrużyłam oczy patrząc na ojca.
- Dobra, ale zależy co chcesz wiedzieć - odpowiedział powoli i ostrożnie.
- Będę za 15 minut - rozłączyłam się.
- Jadę do Damiana - oznajmiłam tacie - Jeśli nie wrócę na noc to jestem u niego - przytuliłam go, a on nic nie powiedział. Wyszłam nie czekając na odpowiedź i wsiadłam na motor. Pewnie Damian mnie opieprzy za ubiór w jakim jeżdżę, ale cóż...
Po kilkunastu minutach byłam u niego i weszłam bez pukania, jak do siebie.
- Damian! - zawołałam.
- W kuchni! - odkrzyknął, a ja od razu ruszyłam w tamtym kierunku. Siedział przy wyspie a przed nim leżało pudełko otwarte pudełko pizzy, a obok drugie zamknięte.
- Siadaj i jedz - mówił z pełną buzią i otworzył drugie pudełko. Usiadłam i chwyciłam kawałek pizzy. Uwielbiam pizze... Damian wstał i podszedł do jednej szafki. Wyciągnął dwie duże szklanki, a z drugiej wziął pepsi i rozlał po szklankach. Postawił przede mną jedną i usiadł obok.
- Ależ niezdrowo - zaśmialiśmy się.
- Tobie raczej to potrzebne - powiedział i dźgnął mnie w bok, na co się wykrzywiłam ze śmiechem.
- Więc... Josh... - powiedziałam niepewnie. Wiedziałam, że Damian przedłuża wszystko i próbuje zmienić temat mojego przyjazdu, czyli coś jest na rzeczy. Westchnął przeciągle i posłał mi niepewne spojrzenie.
- Josh urodził się tutaj, w Buenos Aires, uciekł z domu w wieku 14 lat i trafił pod jakiejś rodziny - wzruszył ramionami.
- Dlaczego uciekł ? - zapytałam.
- To on powinien ci odpowiedzieć a nie ja... - spojrzał na mnie. Z jego oczu nie mogłam nic wyczytać.
- A jego biologiczni rodzice? Jak się nazywali?
- Violetta... On nie lubi o tym rozmawiać... Powiedział mi to po 4 latach przyjaźni, a znam go od jakiś 7-8 lat - pokręcił głową - Po prostu to jest dla niego trudne i musi sam ci o tym powiedzieć.
- Tak długo się znacie?! - zdziwiłam się - to ile wy macie lat - zaśmiałam się i wzięłam kęs pizzy.
- 24 w tym roku - prawie się zadławiłam pizzą. Otworzyłam szeroko oczy. Od jest ode mnie 7 lat starszy?! No bez jaj!
- Wow.. Dałabym ci nie więcej niż 20 - zaśmialiśmy się i dalej jedliśmy pizze. Nie rozmawialiśmy więcej o Josh'u, co bardzo rozluźniło Damiana. Około godziny 20.30 zaparkowałam pod domem. Weszłam do środka i skierowałam się w stronę swojego pokoju. Westchnęłam przeciągle, gdy usłyszałam dzwonek w połowie drogi. Odwróciłam się i poszłam otworzyć drzwi.
- Josh... - powiedziałam cicho, widząc go za drzwiami. Miał przekrwione oczy. On płakał?
- Viola ja... Chciałem z tobą porozmawiać - mówił cicho i niepewnie.
- Yy... Tak, jasne... Chodź do mnie do pokoju - otworzyłam szerzej drzwi zapraszając go. Skierowaliśmy się do mojego pokoju w ciszy.
- To będzie dla mnie trochę ciężka rozmowa... - szepnął. Chwyciłam barierkę i weszłam na pierwszy schodek a Josh za mną.
- Josh.. - odwróciliśmy się w stronę mojego ojca. Miał zszokowaną minę, a sylwetka Josh'a się napięła - Nie wierze... Minęło tyle czasu.. - tata mówił cicho. Patrzałam to na jednego, a to na drugiego. Co tu się dzieje?

***
Tak jak obiecałam rozdział dłuższy i jest szybciej :) Jutro szkoła i koniec Ferii... buuuuuuuu! :c Będę próbowała pisać częściej ale wiecie jak to jest... Ugh.. Będę próbowała ale niczego nie obiecuje! :*
Kocham was <3