- Jak można tak długo być na zakupach? - zapytał niezadowolony. Jego głos rozniósł się po wnętrzu auta.
- Ehh...Wiesz jak jest z Lu.. Jak zobaczy tylko sklepy, to wpada w szał..- zaśmiała się delikatnie.
- No takt.. Violu, błagam bądź już, teraz, natychmiast.. Chcę się do ciebie przytulić - westchnął.
- Chcesz, żebym się gdzieś rozbiła po drodze? - zaśmiała się.
- Nie! Nawet tak nie mów! Lepiej jedź powoli i ostrożnie - ostrzegł ją. Auto stanęło na czerwonym świetle, a Viola patrzała się z uśmiechem na ekran telefonu, na którym widniało zdjęcie jej ukochanego.
- Skarbie, będę za chwilę. Kocham cię..
- Dobra.. - mruknął - Będę czekał - westchnął i się rozłączył.
~~~~
Obudziłem się lekko odrętwiały. Poniosłem wzrok i od razu ujrzałem twarz Violi. Miała zamknięte oczy i była podłączona o tych wszystkich cholernych przyrządów. Ten sen nawiedza i odtwarza mi się w mojej głowie od czasu tego wypadu. Czyli od 12 dni. Minęło 12 dni, 288 godzin, 17,280 minut i 1,036,800 sekund. W ostatniej rozmowie nie powiedziałem jej, że ją kocham. Nie odpowiedziałem jej. Powiedziała mi, że mnie kocha, a ja nie odpowiedziałem. Przez te 12 dni, co chwilę mówię jej, jak bardzo ją kocham z nadzieją, że jednak mnie usłyszy.
Gdyby nie ten pieprzony, pijany kierowca ciężarówki, nie wjechał w moją Viole, to nic by jej nie było. Dojechałaby bezpiecznie do domu. Cholera! Przecież mogłem z nią jechać. Mogłem wcześniej wyjechać z nią z tych sklepów.
- Skarbie, proszę cię obudź się... - mój głos po każdym słowie się coraz bardziej załamywał - Tak bardzo cię przepraszam...
Usłyszałem, jak ktoś otwiera drzwi. Lekko odwróciłem się w tamtym kierunku i spojrzałem na pielęgniarkę.
- Proszę pana, jest już 19.30... Już spory czas po odwiedzinach i.. - nie wiedziała co dalej mówić. Kiwnąłem głową i odwróciłem się do Violi. Musnąłem jej usta, a następnie czubek głowy.
- Przyjdę jutro, kochanie.. - ścisnąłem jej dłoń - Kocham cię - przejechałem po jej włosach i wyszedłem z sali. Pielęgniarka posłała mi współczujące spojrzenie, na które nie odpowiedziałem. Wyszedłem ze szpitala i pojechałem do mieszkania.
Otworzyłem drzwi dużego domu. NASZEGO domu. Stanąłem w drzwiach i zapaliłem światło. Rozejrzałem się po pustym i cichym domu. Gdy jej ty nie ma jest strasznie cicho, zbyt cicho. To jest strasznie przytłaczające. Nie widzę jak biega po domu, jak wychodzi z łazienki, a kropelki wody spakują jej z wilgotnego ciała, jak krząta się po kuchni i pichci pyszny obiad, jak leży na kanapie i wczytuje się w ulubioną książkę. Nie słyszę jak jej śliczny głos rozbrzmiewa po pomieszczeniach, jak dźwięk pianina uspokaja mnie i wycisza, jak jej ciche śpiewy kładą mnie do snu, jak jej śmiech przyspiesza bicie mojego serca. Te wszystkie dni to dla mnie wieczność. Przez całe dnie przesiaduje w szpitalu. Budzę się z nadzieją, że dziś jest dzień w którym ona się obudzi, a gdy wracam do pustego domu czuję się zawiedziony, samotny, pozbawiony radości. Chciałbym znów ujrzeć jej prześliczne, błyszczące oczy i poczuć ten przyjemny dotyk i zapach. Chciałbym znów z nią rozmawiać i dzielić myślami albo snami tak, jak robiliśmy to każdego ranka. Chciałbym budzić się i robić jej śniadanie do łóżka, żeby móc ujrzeć jej cudowny uśmiech, którego tak bardzo mi brakuje.
Wchodząc do sypialni, ściągam swoją koszulkę, spodnie, skarpetki tak, że zostaje w samych bokserkach i kładę się na łóżko. Spoglądam na puste miejsce obok mnie i ze smutkiem odwracam głowę w stronę sufitu. Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy. Otworzyłem część Violi i przejechałem dłonią po jej ciuchach. Chwyciłem w dłonie jej jasny sweterek i przyciągnąłem go do siebie. Z powrotem wróciłem do łóżka i z przyciśniętym swetrem do policzka, próbowałem zasnąć.
Po jakiś 3-4 godzinach spania, wstałem i poszedłem pod szybki prysznic. O godzinie 7 wszedłem w samych bokserkach do kuchni i nalałem sobie soku. Wypiłem duszkiem szklankę i ruszyłem z powrotem do sypialni się ubrać. Przeszedłem do garderoby i wziąłem białą bluzkę, czarną bluzę i ciemne spodnie. Ubrałem się szybko, umysłem zęby i pojechałem do szpitala. Po drodze wjechałem do kwiaciarni i kupiłem bukiet tulipanów. Jedne z ulubionych kwiatów Violi. Po 30 minutach szedłem już w kierunku jej sali. Kiwnąłem głową w kierunku jednej z pielęgniarek Violi i wszedłem do sali numer 023. Zamknąłem powoli i cicho drzwi z podszedłem do jej łóżka.
- Kupiłem ci dzisiaj tulipany - delikatnie się uśmiechnąłem. Musnąłem jej policzek i odkładając kwiaty, usiadłem na krześle obok łóżka. Powoli, jakby bojąc się, że mogę jej coś zrobić, chwyciłem jej rękę i zacząłem zataczać delikatnie małe kółeczka na wierzchu jej dłoni.
- Wiesz, dzisiaj znów nie mogłem spać... Cały czas brakuje mi ciebie obok.. - nachyliłem się na nią i uniosłem jej rękę. Musnąłem wargami jej dłoń i przejechałem opuszkiem palca po jej policzku.
- Nawet nie wiesz ile bym dał, żebyś się w końcu obudziła, kochanie... - szepnąłem cicho i czekałem na jakąś reakcję z jej strony, której i tak się w ogóle nie doczekałem.
***
Tam, tam, tam! Napisałam dla was One Shot z okazji 150 tys wyświetleń!! Boże to jest jakieś szaleństwo! Bardzo wam dziękuje, za tyle wyświetleń i jestem bardzo ale to bardzo wam wdzięczna! Gdyby nie wy, to nigdy bym nie zaczęła pisać, a szczególnie bym nie kontynuowała tego co robię i nie odniosła takiego sukcesu. Dla niektórych to może nic, ale dla mnie to naprawdę dużo. Wszystko zaczęło się od tego bloga, od was, czyli moich pierwszych czytelników. Dzięki wam zaczęłam dalej pisać, coraz to więcej. Na wattpadzie prowadzę już dwie książki, a w zanadrzu mam jeszcze kilka.
Nie wiem jak mam wam dziękować, za to że jesteście. Jesteście na prawdę niesamowici! Trochę ciężko będzie mi się rozstawać z tym blogiem ale kiedyś będzie trzeba :c
Ps. W tych obliczeniach godzin, minut i sekund, tam na początku mogłam się pomylić w obliczeniach za co przepraszam. Cóż matematyczką to ja nie jestem :D
Ps. W tych obliczeniach godzin, minut i sekund, tam na początku mogłam się pomylić w obliczeniach za co przepraszam. Cóż matematyczką to ja nie jestem :D